W trzecich klasach znamy już dużo słówek opisujących wygląd. Wiemy jak powiedzieć, że ona ma zielone oczy, brązowe włosy, czy też że nosi okulary (She’s got green eyes/brown hair/glasses) oraz że on nie ma piegów i że nie ma warkoczy (He hasn’t got freckles/braids). Umiemy też o to wszystko zapytać (Has s/he got blue eyes?). Przyszedł zatem czas ruszyć do boju i wykorzystać to wszystko w praktyce.
Przed feriami hitem lekcji nr 5 w rozdziale People nie były oczywiście ani zabawy z kartami obrazkowymi ani nawet rozsypanki, które pozowoliły nam powtórzyć słownictwo oraz zadawanie i odpowiadanie na pytania o wygląd, ale fakt że każde dziecko wylosowało swojego kolegę lub koleżankę i mogło go/ją opisać.
Oczywiście zanim każde z nich wyruszyło na głęboką wodę tworzenia prostego tekstu pisemnego My classmate uzbroiliśmy się po zęby w potrzebną broń: co napisać, w jakiej kolejności, gdzie umieścić zdjęcie itd. No ale oczywiście hitem hitów było chodzenie po klasie i chwalenie się „zobacz kogo wylosowałem/am” oraz śmianie się ze zdjęć, bo w niektórych klasach wykorzystałam stare zdjęcia legitymacyjne dzieci albo tablo ze zdjęciemi z balu karnawałowego w pierwszej klasie. Dla dzieci ubaw po pachy; dla mnie trochę zdań napisanych po angielsku.
Na kolejnej lekcji, już po feriach, „poszliśmy za ciosem” i zdobyte umiejętności wykorzystaliśmy pisząc wpis na blogu. Tym razem miał on dotyczyć „mojego bohatera” (My hero), ale jak wyczytaliśmy z wpisów podręcznikowych dzieci bohaterem może być i znany piłkarz i nauczycielka tańca (Young Treetops 3 str. 38). Bertie zaś opisał postać z Królestwa Treetops, rudowłosego Tristana Walecznego. Wow! He’s amazing! Budowę wypowiedzi typu wpis do pamiętnika/ bloga przećwiczyliśmy dodatkowo robiąc zadanie w zeszycie ćwiczeń (str. 29) – mój wybór padł na Marcina Gortata, słynnego koszykarza. Zaczynamy od powieszenia zdjęcia, a brakujące elementy zdań wieszamy/piszemy dopiero jak dzieci dojdą czego brakuje.
Podręcznikowe przykłady blogowych wpisów są oczywiście bardzo prościutkie. Ot, zaledwie parę krótkich zdań, bo na tym etapie zasoby gramatyczno-leksykalne dzieci są bardzo ograniczone i chodzi nam o zachęcenie ich do rozpoczęcia przygody z pisaniem w języku obcym. Ale mam też uczniów, którzy uczą się angielskiego już od wielu lat i ich umiejętności są znacznie bogatsze. Jednak konia z rzędem temu kto je zmusi, by na „normalnym angielskim” (jak to nazywają w odróżnieniu od „nienormalnego”😉 czyli tego na korepetycjach czy w szkole językowej) dały pokaz co tak naprawdę potrafią. To z myślą o nich wyświetliłam i przeczytałam pracę napisaną przez ich równolatka, ale nie według podręcznikowego modełka, ale „z głowy”. „Don’t be afraid to experiment!” – zachęcałam.
A ponieważ pani powinna zawsze dawać dobry przykład (że też zadania potrafi zrobić i pracę domową odrobić) na koniec „inspiracyjnej części lekcji” pokazałam mój wpis na bloga.
Czytając go zapytałam dzieci kto to jest chef i odpowiedziały prawidłowo, że to szef kuchni (a nie szef) kojarząc to słowo z tytułem popularnego programu telewizyjnego o gotowaniu pt. Master Chef. (Ponieważ w szkole kserokopiarka nadal nieżywa dzieci pisały wpis w zeszycie, ale wklejkę można pobrać TU–> yt3-p38_my-blog3. )
Zadanie wyjaśnione. Przykłady omówione. Możecie zacząć. Time: 25 minutes. Ready, steady, go! Pół klasy zabiera się raźno do pracy, druga zaś jęczy” „Psze pani a ja zapomniałem przynieść zdjęcia!” No tak. Zadania domowe. Wpis do zeszytu, do e-dziennika, trzy przypomnienia i co? I nic. Zawsze, w każdej klasie, kilkoro dzieci potrzebnych materiałów mieć nie będzie.😭 I co wtedy?
Jak byłam na studiach to moja wykładowczyni prowadząca ćwiczenia z metodyki nauczania j.ang. z uporem maniaka 😉 wymagała na konspekcie lekcji punktu pt. „anticipated problems” (przewidywane problemy) i nie dostało się oceny wyższej niż dst jeśli się tego punktu dobrze nie rozpracowało. Teraz ja zamęczam w ten sposób swoich studentów, bo po prostu wiem, że bez wyobraźni „co może pójść nie tak” za długo to się nie przeżyje w tym zawodzie. A więc kiedy połowa klasy zaczyna jęczeć „Psze pani, a ja zapomniałem”, „Psze pani a ja nie wiedziałem”, „Psze pani, a mi mama nie dała”, „Psze pani, a ja mam za duże”… to ja wyjmuję swojego królika z kapelusza tj. odwracam skrzydło tablicy na drugą stronę, a tam już czeka zdjęciowy ZESTAW RATUNKOWY skompilowany z tych postaci, o których dzieci na wcześniejszych lekcjach mówiły, że je lubią. Wokół karty pod magnesami umieściłam kupki posegregowanych zdjęć – można odpiąć, zabrać i rozpocząć pracę.
Mniej doświadczonych nauczycieli przestrzegam, że jeśli „materiały pani” są dla niektórych 100 razy atrakcyjniejsze niż własne to w tym momencie do tablicy pobiegnie tłum uczniów. Plus jednak jest taki, że nie będziemy mieć 42 wpisów o Lewandowskim i 45 o Stochu, ale znajdzie się parę i o Marcie Gessler, i o Zenku (od oczu zielonych) i Ani Lewandowskiej. Będzie zatem ciekawiej i biedny belfer sobie żył z nudów nie podetnie jak będzie sprawdzał te 87 zeszytów.
Dzieciom wiadomo czas płynie inaczej i kolejną często stosowaną przeze mnie strategią, by nie zwariować, gdy co 5 minut dzieci mnie pytają „A ile jeszcze do przerwy?” „A kiedy można będzie zjeść śniadanie?” „A czy to już koniec lekcji? (a minęło 5 minut od dzwonka) jest rozrysowywanie planu lekcji i odfajkowywanie już zrealizowanych ćwiczeń. Do skreślania zadań zazwyczaj wyznaczam najbardziej nadpobudliwe dzieci żeby je dodatkowo (i sensownie) czymś zająć. A zatem, „Co dzisiaj do zrobienia?” Piosenka na powitanie, powtórka słówek, gra (Simon says… touch your nose żeby przypomnieć części ciała: head, eyes, nose,mouth, fingers, toes potrzebne do zrozumienia tekstu piosenki), piosenka Oh, my hair!, łamaniec językowy, kolejna gra (wykonanie zabawki Face-flip book) i na koniec podsumowanie lekcji (+ buźki za zachowanie i gwiazdki za aktywność).
Na tej lekcji najbardziej atrakcyjne okazało się robienie zabawki, w dwóch wersjach: dziewczyńskiej i chłopięcej. To materiały z poprzedniej wersji Treetops 2 trochę przeze mnie zaadaptowane żeby pokryły całość realizowanego obecnie słownictwa. Dzieci przez 10 minut zajęte były czytaniem i kolorowaniem, a ja mogłam sobie w tym czasie pochodzić, popytać i sprawdzić kto już ile umie.
A tu rozpiska z kolejnej naszej lekcji: Round up czyli powtórka. Nowa piosenka na powitanie, nazywanie co jest na obrazkach + podpisywanie kartami wyrazowymi, a następnie uzupełnienie słowniczka obrazkowego (zeszyt ćwiczeń str. 66), zadanie na słuchanie, potem podwójne zadanie: na tablicy multimedialnej i z podręcznika. Kto się szybko upora z przepisywaniem do zeszytu zad. 2 może jeszcze zrobić zadanie domowe (zeszyt ćwiczeń str. 30 i 31 dla chętnych). Uff, ale tego! za to po takiej lekcji powtórkowej każdy sprawdzian to „pikuś”. 😃