Sądząc po pustkach w działach „cukierki na wagę” ludzie w mojej wsi albo strasznie się boją dziecięcych psikusów albo się za bardzo nie przejęli apelem Kujawsko-Pomorskiego Kuratora Oświaty, pana Marka Gralika, by nie obchodzić „stojącego w sprzeczności z polskimi zwyczajami” bardzo strasznego święta Halloween. 🎃🎃🎃
I choć rok w rok wybucha halloweenowa afera „obchodzić czy nie obchodzić?” (pisałam o tym w 2014 i 2015 roku) to muszę przyznać, że po raz pierwszy w tej sprawie tak kategorycznie zabrał głos sam kurator oświaty, a za nim podążyło z mniejszymi lub większymi zakazami kilkoro innych. Głos pana Gralika wybrzmiał tym donośniej, że jest on anglistą, nauczycielem z długoletnim stażem w szkole średniej, stypendystą Fullbrighta (w ramach którego rok pracował w high school w Ohio), można więc mniemać, że kto jak kto, ale on wie o czym mówi.
Czy zwyczaje halloweenowe są „obce naszej kulturze czy nie” nie będę rozsądzać. Dziady Mickiewicza czytałam wszak dawno temu i nie mnie decydować czy przypadkiem to nasze słowiańskie święto nie ma takiej samej proweniencji jak Halloween i nie jest tak jak i ono „obcowaniem żywych z umarłymi” (zob. opis Dziadów w Wikipedii). Nie ma to zresztą żadnego znaczenia, bo i Święto Zmarłych i Dzień Zaduszny świętujemy obecnie zgoła inaczej niż to zostało opisane w Dziadach, co stanowi koronny dowód na to że, cytując noblistę Boba Dylana, „times they are a changin”, czasy się zmieniają, a symbole, zwyczaje, obrzędy o pogańskim czy przedchrześcijańskim pochodzeniu bardzo często w tej czy innej formie zostały przez nas zaadaptowane.
Na swoich lekcjach poświęconych rozwijaniu kompetencji interkulturowej, czy to a propos Bożego Narodzenia, Wielkanocy czy Dnia Matki zawsze zachęcam dzieci do porównywania jak to jest u nas, a jak jest tam: w Wielkiej Brytanii czy USA. No i przykro mi bardzo, ale jak pokażę dzieciom na obrazkach polskie maski (karaboszki) symbolizujące duchy zmarłych oraz anglosaskie (oryginalnie irlandzkie) „błędne ogniki” (ignis fatuus, „foolish fire, Jack-o’-Lantern), no to każdy średnio rozgarnięty 6-latek zauważy podobieństwo. Czy różnimy się zatem w tym naszym polskim świętowaniu Zaduszek aż tak bardzo? Czy chęć obłaskawienia duchów zmarłych nie jest aby uniwersalna i nie przybiera czasmi podobnych form? Czy naprawdę Halloween „miesza w umysłach młodzieży” (TU)?
A kręcącym nosem na hAmerykańskie kiczowate dynie powycinane w różne „maszkarony, diabły i szatany” pozwolę sobie przypomnieć legendę która za tym wycinaniem stoi:
Nazwa Jack-o’-lantern wywodzi się od mężczyzny o imieniu Jack, który za życia wykorzystywał każdą okazję na wzbogacanie się. Pewnego dnia Jack spotkał diabła, który zaproponował mu bogactwo za duszę. Niedługo przed dniem Halloween przybył do niego diabeł, aby zabrać jego duszę. Jednakże mężczyźnie podstępem udało się uwięzić demona. Skąpiec jednak umarł 31 pażdziernika. Jack nie mógł wstąpić do niebios, ponieważ był chciwy, ale nie mógł także wstąpić do piekła, bo żartował z diabła. W konsekwencji musi chodzić z latarnią po ziemi aż do dnia sądu ostatecznego (Wikipedia).
Nie brzmi znajomo? W stylu „nie czyń drugiemu co tobie niemiłe”, „wyrządzone zło zawsze do ciebie powróci”? Czy nie warto wykorzystać Halloween, by przypomnieć tę nader pouczającą legendę? (Inną jej wersję można przeczytać TU).
A jeśli nie legedna o Jacku zamienionym w latarnię, to przy okazji Halloween możemy choćby skorygować uczniom wymowę [ˌhæləʊˈiːn], wyjaśnić skąd pochodzi nazwa święta (od All Hallow Eve / Even) i co oznacza (wigilię, dzień przed Dniem Wszystkich Świętych). To ostatnie po to, by za parę lat „z pewnym takim niedowierzaniem” potraktowały to, co rzekomo (zob. Newsweek) można wyczytać na niektórych katolickich stronach, że „Halloween jest złe, bo nazwa brzmi jak ‚hello in hell’ (witaj w piekle) oraz ‚hell of win’ (piekło zwycięży)”.

W tym roku kalendarz szkolny uwolnił mnie od dylematu „świętować” (bo dzieciaki tak uwielbiają lekcje kulturowe) czy „nie świętować” (bo pan Kurator tak zaleca), ponieważ 31 października to w tym roku dzień wolny od zajęć dydaktycznych. Gdyby tak jednak nie było, to tak jak setki innych nauczycieli angielskiego wykazałabym się rozsądkiem i nie epatowałabym 7/9-latków okultyzmem, satanizmem czy czym tam jeszcze, „serwowała dzieciom rytuały satanistyczne w uproszczonej formie” (cytat za Newsweek‚iem). Wiedżmy, czarodzieje, szkielety pojawiają się zresztą nie tylko przy okazji Halloween – połowa dzieciaków gra w Plants vs. Zombie, a druga połowa do szaleństwa kocha swoje wiedźmowate lalki z Monster High.
Gdyby zatem Halloween się w tym roku odbyło, to po konsultacji z rodzicami moich uczniów, zapewne znowu byłoby to bardzo Happy Halloween – z dyniami, piosenkami i, oczywiście, łakociami. A najstraszniejszymi wampirami i czarownicami oczywiście byliby rodzice, którzy w sporej (jak zwykle!) liczbie przybyliby na te lekcje (zob. TU). O co tu chodzi? Dorośli, a bawią się jak dzieci??? Hmmm, może jak byli mali ktoś Halloween zakazał i teraz nadrabiają braki? 😉
PS. Siedzi sobie człek przy komputerze i oddaje się rozmyślaniom, a do chałupy co i rusz mu dzwonią jakiekieś małe strzygi i żądają cukierków. No i nawet jeśli po takim „najeździe” cokolwiek się w spiżarni uchowa, to i tak mu to wyjedzą domowe cukierkowe potwory. Granda! A zatem zgadzam się: Halloween powinnno być prawnie w Polsce zakazane. Mniej próchnicy. Mniej otyłych. Więcej cukierków dla mnie. 😀🎃😀