Po szaleństwach Halloween, w tym tygodniu powtarzaliśmy i utrwalaliśmy materiał z rozdziału 2.
Zagraliśmy w Magic Eye i Number and Colours Bingo przy pomocy naszych mini kart obrazkowych:
Liczyliśmy różne rzeczy w klasie i na kartach naszego podręcznika: How many yellow kites? Three. How many orange leaves? One on the floor. Five on the window. Sprawę znacznie ułatwiały kąciki przyrodnicze i dekoracje w salach.
Nauczyliśmy się nowej piosenki o pięciu czerwonych balonach bujających się w koronach drzew (Five red baloons in the treetops), które niedobry Squirrel uderzał tak mocno, że pop! pękały jeden po drugim, aż nie został ani jeden (No red balloons in the treetops).
Potem te same czerwone balony pojawiły się w zadaniu w zeszycie ćwiczeń. Przy okazji, porównując dwa wykonania ćwiczenia można zrozumieć, dlaczego niektóre dzieci nie mogą w wyznaczonym czasie skończyć zadania. Zobaczcie Państwo, jak dokładnie są pokolorowane balony na zdjęciu po lewej stronie; jak bardzo trzeba uważać żeby nie wyjść poza kontur; ile razy trzeba przejechać kredką żeby uzyskać tak intensywne kolory. Widząc takich pracusiów nie mam serca im mówić: „Kochani, to nie lekcja plastyki. Nie kolorujcie tak starannie. Przecież my tu tylko powtarzamy słówka red i balloon oraz liczby od 1 do 5″. Na zdjęciach widać także jak na dłoni, że sześciolatki już potrafią pisać cyfry, choć formalnie się ich jeszcze nie uczyły. Z mojej sugestii, że „można narysować kropeczki zamiast napisać cyferki” (w tym miejscu przykład na tablicy) nie skorzystał chyba nikt.
A ponieważ za oknem jesienna aura to pośpiewaliśmy sobie też o latawcach puszczanych w jesienny, wietrzny dzień. Dzieci strasznie bawi świstanie (Whoosh!) jak latawiec startujący do lotu i ciągnięcie (pull, pull) za linkę latawca, który porwał wiatr. Ta piosenka to był świetny wstęp do ostatniego zadania w tym rozdziale: zrobienia zakładki do książki w kształcie kolorowego latawca.
Po dokładnym wytłumaczeniu co i jak oraz w jakiej kolejności należy zrobić, dzieci pracowały samodzielnie.
Praca we własnym tempie jest zazwyczaj spokojniejsza i bardziej efektywna niż praca z całą klasą (w równym tempie?); zazwyczaj też jest mniej pytań: „Proszę pani, a co zrobić?” „Proszę pani, a co teraz?” „Proszę pani, a mogę już wycinać?” Jest tylko jeden warunek: trzeba poświęcić sporo czasu na dokładne wytłumaczenie o co chodzi w zadaniu i upewnienie się, że wszystkie dzieci wiedzą, co i jak należy zrobić. Oczywiście kilkoro z nich zanim dojedziemy do końca tłumaczenia zapomni co było na początku – dlatego tak ważne jest by na koniec jeszcze raz czy dwa razy powtórzyć, pokazując na placach kolejne etapy. U mnie dodatkowa trudność to język, w którym odbywa się wyjaśnianie zadania, najpierw tylko angielski plus wizualia (makiety, rysunki, przedmioty (pięć kredek, nożyczki, klej), gesty, etc), a potem jeszcze raz: ja po angielsku, a dzieci po polsku. Ideał do osiągnięcia to: prosto i krótko. One: colour the pictures. Two: cut them out. Three: glue them. And don’t forget about the string!
Wtedy się uda. Nie zmarnujemy czasu na gadanie po polsku, dzieci będą pracować bez naszej pomocy, a to nam da czas na skontrolowanie, ile dzieci potrafią po dwóch miesiącach nauki. Testy ustne są czasochłonne, ale jeśli chodzi o maluchy to pokazują znacznie więcej niż testy pisemne, do których formy, o czym już pisałam, dzieci przez jakiś czas jeszcze będą się przyzwyczajać. Oczywiście nie wchodzi w rachubę „branie do odpowiedzi” czyli odpytywanie ucznia przy biurku nauczyciela podczas gdy reszta klasy słucha. Reszta klasy grzecznie słuchać nie będzie, raczej będzie odpowiadać za pytanego, który to z kolei tak się zestresuje, że nie powie nic. Pytań „Jak jest „czerwony” po angielsku?” lub What is „red” in Polish? też nie zadaję, bo niemal w ogóle nie korzystam z tłumaczenia na lekcji – dzieci patrzą i muszą same wydedukować znaczenie nowych słów albo struktur z kontekstu, np. widząc obrazek z czerwonym balonem i słysząc „Look. A red balloon.” Muszą też słuchać i pokazywać zrozumienie odpowiednią reakcją: wskazując rzecz o którą pytamy, wstając gdy mówimy Stand up itp. Jeśli zatem tłumaczenia nie ma na lekcji to także nie ma go w czasie ustnego sprawdzania postępów w nauce.
Co w takim razie w zamian? Po pierwsze ustna nieformalna kontrola opanowania materiału dokonywana w czasie, kiedy dzieci są zajęte czymś innym i nie zdają sobie sprawy, że nauczyciel je „testuje”. Do pomocy zazwyczaj mam jakąś pomoc dydaktyczną z różnymi bodźcami rysunkowymi (ostatnio był to word wheel, a tym razem arkusz z obrazkami przedstawiającymi przybory szkolne, cyfry i kolory). Na krótko kucam przy każdym dziecku i zadaję mu/jej kilka krótkich pytań, zaczynając od prostych What’s this? What colour is it?, Is it green? wymagających tylko krótkich odpowiedzi: A book. Yes/no. (It’s) red.
Potem liczymy wspólnie kropki, by następnie przejść do wskazywania na cyfrę i jej nazywania, liczenia przedmiotów na obrazkach. Na koniec dziecko samodzielnie odpowiada na pytania w stylu How many here? How many chairs (are there)? Minuta, półtorej (dla tych którzy wymagają rozgrzewki) i po sprawie. Świetnie poszło. Wszyscy zadowoleni. Well done!