W tym tygodniu powtarzaliśmy materiał z pierwszego rozdziału i przygotowywaliśmy się do klasówki. Chyba znowu będę pierwsza, która zafunduje dzieciom „taaaaaaaki wielki stres” 😉. Nauczyciele edukacji wczesnoszkolnej co prawda też dają dzieciom tajemnicze kartki, które dzieci wypełniają, ale nikt tego nie nazywa „diagnozą”, „sprawdzianem umiejętności” czy, broń Boże! testem, choć de facto czemu niby te zadania służą i czy zawsze tylko ćwiczeniu umiejętności? Jak zwykle chyba to dorośli mają z testami większy problem niż same dzieciaki; te bowiem zareagowały raczej pozytywnie (nobilitacja?) „Klasówka? Taka prawdziwa? Z ocenami?” Oczywiście nie wszystkie i dla tych właśnie były drugie zajęcia w tym tygodniu – ich zadaniem było zdjąć czarny PR ze słowa „test”. Spróbowałam uczynić test ustny tak atrakcyjnym, żeby dzieci same poprosiły o narzędzie do testowania. Taki czad!
Na pierwszych zajęciach utrwalających materiał ponownie bawiliśmy się słówkami określającymi przybory szkolne. Zagraliśmy w Magic eye (szczegółowy opis TU) czyli w skrócie po kolei nazywaliśmy poszczególne karty powieszone w kółku. Po jednej rundzie jedna karta ląduje obrazkiem do dołu, a my używamy naszego „magicznego oka”, które i tak widzi co jest na zakrytym obrazku. Po drugiej rundzie już dwa obrazki są zakryte i tak do końca – aż wszystkie karty są białe, a my z pamięci odtwarzamy nazwy wszystkich przedmiotów na obrazkach. Drodzy Rodzice, zagrajcie z dziećmi w Magic eye przy pomocy małych kart obrazkowych, które dzieci robiły w zeszłym tygodniu. To świetna powtórka, a przy okazji zabawa!
Potem właśnie przy pomocy miniflashcards (małych kart obrazkowych) zagraliśmy sobie w Put in/put on. Najpierw przypomniałam dzieciom te dwa przyimki przy pomocy dwóch rysunków zawieszonych na tablicy – plecaka i krzesła. Po kolei wyjmowałam z woreczka kolejne przedmioty szkolne i mówiąc Put the pencil in the bag, Put the pen on the chair wkładałam lub kładłam przedmioty w odpowiednim miejscu. Dzieci siedząc na dywanie nie widzą, że przedmioty mają z tyłu przylepioną masę mocującą (tack), więc mogę je przylepiać do rysunku. Plecak zaś ma zrobione kieszenie, więc mogę też do niego wkładać rzeczy. Prosty pomysł, a ja cieszę się „jak dziecko”, gdy rok w rok moi mali uczniowie dopytują się: „A jak pani to robi?” It’s a secret” albo „It’s magic” – odpowiadam i zawsze jedno z odważnych (lub tych mniej „grzecznych”, jak kto woli) podchodzi do tablicy sprawdzić co to za „magia” 😃. Czasami też, tak jak w zeszłym roku, używam mojego plecaczka z kartonowymi modelami przedmiotów, które wkładam i nakładam na siebie, albo wkładam do woreczka i bawię się w co jest w worku („What’s in the bag?”).
Zadanie z podręcznika (str. 12) zmieniłam, bo po pierwsze dzieci często nie mają w piórniku długopisu (piszą ołówkiem), więc nie mogą go kłaść na rysunek, a po drugie w dobie „wieloletniości” trzymam ołówki i długopisy z dala od podręcznika. Rozdałam dzieciom duże obrazki z krzesłem i plecakiem (ten również miał wyciętą kieszeń) i najpierw ja mówiłam dzieciom co wkładać „na” i „do” (dwójka dzieci do jednego plecaka/krzesła), a po kilkunastu powtórzeniach dzieci wydawały sobie polecenia w parach. To pierwsza nasza praca w parach, więc nie oczekiwałam cudu, ale poszło zadziwiająco dobrze. Może dlatego, że wyciągnęłam wnioski z zeszłego roku i dzieci nie siedziały w ławkach (za dużo rozpraszających rzeczy) tylko na dywanie, parami blisko siebie.
Na drugiej w tym tygodniu lekcji po zwyczajowym powitaniu, pośpiewaniu piosenek i powtórce, dzieci dostały trzy zadania na karcie pracy. Powoli i dokładnie, ale krótko powiedziałam dzieciom co w każdym zadaniu należy zrobić, pokazałam przez kilka sekund z daleka modelową „rozwiązaną” kartę pracy, żeby dzieci miały jakie takie rozeznanie dokąd zmierzają oraz by zredukować liczbę pytań w stylu „A dowolnym kolorem?” „A łączyć ołówkiem?” „A gdzie?” „A od czego zacząć?”. Te pytania i tak się pojawią, niektóre dzieci potrzebują spersonalizowanej odpowiedzi, takiej „tylko dla siebie”.

Ten cały wstęp był po to, by „ugrać” dla mnie trochę czasu. Gdy bowiem dzieci pracowały samodzielnie, ja sobie pracowałam z nimi indywidualnie, słuchałam ile już potrafią, które jak mówi, jak reaguje na pytania, na bliskość nauczyciela przy sobie, itd. „Odpytywałam” zaś przy pomocy Koła fortuny (word wheel), które według podręcznika dzieci powinny na tej lekcji zrobić, a potem w parach pytać się nawzajem o przedmioty na obrazkach. W zeszłym roku analogicznego koła fortuny (tyle, że do nazywania kolorów) dzieci (7-mio, a nie jak w tym roku 6-letnie) nie były w stanie wykonać przez 40 minut i na granie nie zostało nam już nic czasu. Wiele dzieci nie poradziło sobie z precyzyjnym wycięciem otworu w pierwszej tarczy i w rezultacie koło się nie kręciło. A już prawdziwą zmorą okazało się podklejanie cienkiego papieru, dzieci zwykle nakładały za dużo kleju i koła rozmakały. Poza tym rozumienie instrukcji w języku obcym do tego typu zadań jest bardzo trudne, nawet jak krok po kroku pokazuje się wszystko na modelu, bo dzieci nie pracują w równym tempie i ciągle się gubią. Zaś robienie tego typu zadań po polsku to z kolei strata cennego lekcyjnego czasu. Tak więc w tym roku podjęłam decyzję, że dzieci będą sobie pracowały nad czymś innym, a ja użyję dużego koła fortuny do ustnego sprawdzenia umiejętności, żeby precyzyjnie „wstrzelić się” w trudność testu na rozumienie ze słuchu.

Oczywiście takie wielkie, kolorowe ruszające się koło zawsze wzbudza zainteresowanie dzieci, więc nie chciałam ich pozbawiać zabawy z tą, hmmm… „zabawką edukacyjną” (?) tylko dlatego, że mamy mało czasu. W przyszłym tygodniu jedna lekcja nie odbędzie się ze względu na Święto Edukacji Narodowej, więc 1d dostała już zrobione koła fortuny (dla porównania: ja w zaciszu domowym zrobiłam 47 sztuk w niecałe 30 minut), żeby mogły popowtarzać sobie materiał przy ich pomocy w domu, zaś 1a przy ich pomocy będzie powtarzać materiał bezpośrednio przed testem. Chcę też, by test był dla obu stron fair i bym nie tylko ja odpytywała dzieci, ale by one też odpytywały mnie. 😉 A potem wspólnie ocenimy swoje postępy (zeszyt ćwiczeń str. 10). Jeśli koła nie rozlecą się albo nie zgubią w domowych czeluściach to może za miesiąc użyjemy ich do zadawania pytań o kolory.
Drodzy Rodzice, kto ma chęć może wykonać takie koło fortuny razem z dzieckiem – już samo wykonanie rysunków prowokuje do ich nazywania po angielsku, a oto chodzi w powtórce materiału przed testem. To tylko dwa kółka z papieru nabite szpilką na korek (lub spięte, jak u mnie, specjalnym rozginanym ćwiekiem na nóżce).
Jak napisałam w e-dziennku, zadanie domowe to ćwiczenie na str. 10 w zeszycie ćwiczeń: Popatrz i dorysuj brakujące przedmioty. Powiedz na głos (nazwy przedmiotów, które dorysowałeś/łaś). W zeszłym roku na białe plamy naklejało się po prostu naklejki, youngtreetopsowa rysowana wersja może się okazać znacznie trudniejsza, więc poniżej zamieszczam przykład:
Ćwiczenie ze str. 11 w zeszycie ćwiczeń jest zadaniem dla chętnych – głównie dla dzieci, które już podejmują samodzielne próby pisania. Na lekcji jednak gdy wspomniałam, że zadanie jest „specjalne”, to na niektórych podziałało to jak wyzwanie i już pod koniec lekcji się za nie zabrały, same dedukując, o co w nim chodzi.
Powodzenia!