Pierwsze tygodnie nowego roku szkolnego to mnóstwo spraw organizacyjnych, maraton zebrań (swoją drogą, miło mi było Państwa poznać!), kolejna Rada Pedagogiczna i pieć szkoleń na temat reformy, wdrażania Nowej Podstawy Programowej, egzaminu po 8-klasie itp. Uff! Na tym tle lekcje z dzieciakami to sama przyjemność.
OK, z pierwszakami nie ma lekko, bo gadają niemal non stop (u mnie także po angielsku, co jest super), biegają do toalety co 10 minut, nie ogarniają tych wszystkich książek, zeszytów i teczek, ciągle coś im się gubi… Ale jak znajdziemy jakiś patent, by sobie z tym poradzić to lekcje są naprawdę nie tylko wesołe, ale widzimy, że z dnia na dzień dzieciaki robią postępy, czegoś naprawdę się uczą.
Jak pisałam poprzednio, na pierwszych lekcjach poznawaliśmy się oraz bohaterów Explore Treetops 1. Na kolejnych zobaczyliśmy ich „w akcji”. I to dosłownie, bo prześledziliśmy jedną z ich przygód (Help!). Ja zazwyczaj buduję z dziećmi scenografię, pytam o każdą rzecz (What’s this? It’s Bud / Holly / a tree / a river), a potem robię inscenizację.
Następnie albo oglądamy historyjkę jeszcze raz w postaci filmu albo przy pomocy kart obrazkowych (robię je sama „zrzucając ekran”, bo do nowej wersji podręcznika nie ma ich w pakiecie nauczycielskim). Potem otwieramy książki i patrząc na obrazki (u mnie w powiększonej wersji na tablicy multimedialnej) i próbujemy odtworzyć dialogi, które mówili bohaterowie historyjki.
Dla utrwalenia czasami kończę jakimś zadaniem z zeszytu ćwiczeń, bo póki co dzieci bardzo nobilituje czynność „pisania”. Staram się jednak nie przesadzać z bezmyślnym kolorowaniem i robię z tego jakieś proste ćwiczenie na rozumienie ze słuchu („Colour Otter brown OR black”). Kilka elementów, bo to w końcu angielski, a nie zajęcia plastyczne. Na koniec pieczątka Well done! żeby zaakcentować skończenie zadania.
Czasami też dokańczamy albo przerabiamy robione wcześniej ćwiczenie. Uczymy się podążać za nauczycielem, czytać/słuchać poleceń i kończyć zadanie. To niełatwa sztuka.
W tzw. warunkach realizacji nowej podstawy programowej (tym razem już nie zalecanych ale obligatoryjnych) jest napisane, że nauczanie w 1-3 ma być multisensoryczne. Na lekcji zawsze więc pojawiają się nie tylko materiały wizualne i audio, ale także coś do podotykania/powąchania) i obowiązkowo jakaś zabawa ruchowa, choćby action song – piosenka z pokazywaniem. U mnie tak było zawsze, ale jak będę się rozliczać z tego jak na moich lekcjach realizuję priorytety polityki oświatowej państwa (pkt. 1 wdrażanie nowej podstawy programowej) to nie omieszkam o tym wspomnieć.
Zatem jak zwykle o tej porze roku na lekcję o jesieni przynoszę koszyk z różnościami i przypominamy sobie / uczymy się jesienne słówka: autumn, a tree – trees, a leaf – leaves, a mushroom – mushrooms, a nut – nuts (jak już pisałam, kategoria nuts obejmuje nie tylko różne rodzaje orzechów, ale także żołędzie i kasztany). Było opisywanie, dotykanie, szeleszczenie. Karty obrazkowe, które też jak w poprzednich latach używałam, są tylko dodatkiem, a nie główną pomocą dydaktyczną.
A potem „odławkawiamy się” tańcząc i śpiewając Autumn song. Jak widać na filmiku po wprowadzeniu piosenki większość dzieci najpierw powtarza tylko gesty, wyśpiewywując (jeśli w ogóle) tylko pojedyncze słowa.
Dopiero na kolejnej/kolejnych lekcjach może potencjalnie pojawić się jakś większa produkcja językowa. Ale i to pod warunkiem, że dobrze sobie odświeżymy piosenkę. U mnie na wesoło: śpiewamy raz normalnie, drugi raz na Strusia Pędziwiatra, a potem trzeci raz „na leniwca”, leniwie rozciągając wszystkie samogłoski (pamiętacie Zwierzogród?). A jak już wszyscy kulają się ze śmiechu na dywanie, to można szybko wstać i nagrać filmik dla rodziców. Tadam! Ladies and Gentlemen. The Autumn song:
Zazwyczaj potem trzeba trochę zwolnić, spoważnieć, uspokoić rozbrykane towarzystwo. O! Listkowy autumn craft jak zwykle will do the trick. Wyjaśniamy po kolei po angielsku co zrobić, ilustrujemy kolejne kroki gestami (colour, cut, stick), rysunkami i modelami, a na koniec puszczamy dzieciaki wolno i pomagamy tym, którzy się zgubili po drodze. Wieloetapowe zadania są bowiem dla wielu dzieciaków dużym wyzwaniem. Jak trzeba pokolorować, wyciąć i przykleić to widzimy, że po rozdaniu kart pracy 1/3 klasy ma w ręce klej i patrzy bezradnie co z nim zrobić. Zapamiętują tylko ostatni element polecenia.
Dziesięć-piętnaście minut i niemal wszystkim dzieciom udaje się powiesić swoją pracę na tablicy. Powstanie z nich dekoracja na plakacie na ścianie w naszej sali do angielskiego.
A ci którzy trochę wcześniej skończyli mogą ułożyć na tablicy puzzla. To zadanie specjalnie zostawiam na koniec lekcji, żeby zmotywować dzieci, by nie porzuciły zadania przed skończeniem.
Jeśli mamy więcej czasu, a ja mam dodatkową lekcję z Małymi Poliglotami z 1b, to możemy dodać więcej ćwiczeń utrwalających. U mnie hitem była gra planszowa w stylu grzybobrania. Na gotowy szablon stąd (many thanks Tim van de Vall!) nałożyłam komputerowo grzybki i orzechy i ruszyliśmy z koszykami na zbiory. Moja gra do pobrania TU–> Autumn boardgame.
(Jak widać na zdjęciu granie wymaga pracy w grupach a zatem priorytety oświatowe Kujawsko-Pomorskiego Kuratora Oświaty, też mogę sobie w tym tygodniu „zaliczyć”. A jak Państwo przeczytacie niniejszy wpis to zaliczę sobie nawet drugi – „rodzice jako ważny partner” :-)).
Na kolejnej lekcji razem z Holly i Bud idą do szkoły, a my mieliśmy okazję trochę przewietrzyć nasze plecaki i piórniki. Najpierw dobrze opanowaliśmy osiem słówek z rozdziału pierwszego. Pograliśmy w Magic eye, kartami obrazkowymi, a gdy zawisły tak oto
to w rytm rytmiczanki (chant) pokazywaliśmy prawdziwe przedmioty zgromadzone na ławce.
Show ma a pen, a pen, a pen.
Show me a bag, a bag, a bag,
Show me a book, a book, a book
Show me a pencil, a pencil, a pencil.
Show me a ruler, a ruler, a ruler.
Show me a rubber, a rubber, a rubber.
Show me a chair, a chair, a chair.
Show me a desk, a desk, a desk.
Po śpiewaniu znowu zajęliśmy rączki wycinaniem mini kart obrazkowych. A ponieważ wiekszość dzieci wycinając cały czas recytowała chant, to jak już karty były gotowe zrobiliśmy sobie zabawę say and do (powiedz i pokaż) Show me a pen, a pen, a pen i podnosimy karteczkę z obrazkiem długopisu do góry. Dodaliśmy jeszcze cztery linijki tekstu, bo do gotowych miniflashcards z Oxford University Press dodałam jeszcze a pencil case, a glue stick, a sharpner i scissors. Z jednej strony szkoda by było zmarnować jedną trzecią kartki, z drugiej i tak nazwy tych przedmiotów non stop pojawiają się na naszych lekcjach. Mini karty obrazkowe trafiły do oznaczonej obrazkiem koperty. Sporo było z tym zabawy: A jak schować obrazki? A jak zamknąć kopertę? A jak ją przylepić do zeszytu? A jakiego zeszytu???? Nie nabijam sie bynajmniej. Moje dzieci nie są głupie, ale obcowanie z kopertą to dla nich zupełna nowość. 🙂
A na koniec zeszłotygodniowej poniedziałkowej lekcji bardzo lubiana przez dzieci piosenka Here’s my book, oczywiście z pokazywaniem. Może zaśpiewacie ją w domu z dziećmi? click Albo obejrzycie jak dwa lata temu śpiewała je 1d (TU)?
To samo słownictwo pojawiło się na kolejnej lekcji w historyjce Splash!, tak jak poprzednio inscenizowanej najpierw małymi pacynkami i wideo. Może się niektórym wydawać, że film silniej oddziaływuje na dzieci. Nic bardziej mylnego. Ilekroć z mozołem splatam gumkami tratwę z ołówków, umieszczam w gumce z dziurką maszt z pióra, a następnie przylepiam blue tack‚iem kartkę jako żagiel to dzieci robią taaaaakie oczy. „Wow. To są jakieś czary, psze pani.” I owszem. I’m a good witch.
A jak już znamy historyjkę, wiemy co kto w niej mówił i co się działo, to można utrwalić kilka słówek jakimś krótkim ćwiczeniem.
OK. Nareszcie wyszło słońce, więc niniejszym udaję się na spacer. Literówkami zajmę się po powrocie. 🙂