Być może powtarzając z dzieckiem materiał do sprawdzianu zauważyli Państwo małą czerwoną kartkę z numerkami wetkniętą za okładkę książki. To nasza Punch card, na której nagradzam (robiąc dziurkę z kształcie serduszka) dobre zachowanie dziecka na lekcji angielskiego. To element systemu pozytywnego wzmacniania (positive rainforcement): systemu nagród za dobre zachowanie i przestrzeganie zasad (zgłaszam się, nie krzyczę, nie biję innych, nie chodzę bez potrzeby po klasie etc.).
Dzisiejszy wpis właśnie o tym: o nagrodach i karach, motywowaniu i dyscyplinowaniu czyli takim swoistym Yin i Yang: sferze Słońca pełnej zdolnych, grzecznych, pilnych dzieci i sferze Cienia, po której szaleją niezdolne, niegrzeczne, nieposłuszne dzieci. Czerń i biel, radość i smutek nauczycielko-rodzicielskiego życia.
Wszyscy chcemy żeby na lekcji było miło, radośnie i spokojnie. Ale jak postępować w przypadku problemów z dyscypliną, jak korygować nieodpowiednie zachowanie czy też jak nagradzać za pozytywne zachowania to w psychologii edukacji i dydaktyce istny temat rzeka, podobnie zresztą jak kwestia kształtowania motywacji i postaw. Jak pisze Carol Read na swoim blogu ABC of Teaching Children we wpisie „B is for Behaviour” (Z jak Zachowanie).
Zarządzanie zachowaniem dzieci jest jednym z najważniejszych wyzwań stojących przed nauczycielem edukacji wczesnoszkolnej. Ta kwestia łączy się również bezpośrednio z atmosferą panującą podczas zajęć. Jeżeli uda się nam w pozytywny sposób zarządzać zachowaniem dzieci, uczniowie będą się uczyć bez względu na zastosowane podejście czy metodę nauczania. Jeżeli nam się to nie uda, nieudane będą również nasze lekcje, rezultaty nauki będą nikłe lub nie będzie ich w ogóle, a my będziemy zestresowani i zmęczeni. Nie ma tu prostych rozwiązań, jest zaś wiele złożonych czynników i prawie zawsze „łatwiej to powiedzieć, niż zrobić”. Jednak już na etapie planowania lekcji możemy poczynić pewne kroki, by przygotować się do zarządzania zachowaniem dzieci i zapobiec ewentualnym problemom, zanim się jeszcze pojawią.
W dydaktyce języków obcych często przeciwstawia się motywację zewnętrzną (ang. extrinsic motivation) i motywację wewnętrzną (ang. intrinsic motivation), podkreślając wielką przewagę tej pierwszej. Często powtarzamy: „Nie uczysz się dla naklejek/ stempelków/ ocen/ pochwał rodziców i nauczyciela/ premii/ awansu* (niepotrzebne skreślić w zależności od wieku ucznia), ale dla siebie / swojej satysfakcji / żeby być mądrzejszym, lepszym / bo to ciekawe.” Oto o co, w uproszczeniu, chodzi pomiędzy tymi dwoma typami motywacji.

Czy to jednak nie paradoks, że z jednej strony chcemy żeby uczeń/dziecko motywowało się samoczynnie czyli „chciało samo z siebie”, a z drugiej strony ciągle wywijamy mu/jej przed nosem różnymi „wzmacniaczami pozytywnych zachowań” (stempelkami, naklejkami, uśmiechniętymi buźkami, pochwałami) i „oduczaczami negatywnych zachowań” (smutnymi buźkami, gorzkimi cukiereczkami, czarnymi kropami, krytyką, wpisem do dzienniczka)? Czy kijek i marchewka to niezbędnik każdego nauczyciela? Na to pytanie każdy nauczyciel, oraz zapewne każdy rodzic, odpowiada sobie sam każdego dnia.
Z pobieżnej analizy kilku stron i blogów poświęconych nauczaniu języka angielskiego doszłam do wniosku, że wrzesień to czas wymiany doświadczeń na temat „Dyscyplina i motywacja” czyli z jednej strony pytania w stylu „Co robicie żeby uczniom się chciało?” a z drugiej lamenty „Moje lekcje są takie super, a oni i tak zachowują się jak małpy w zoo. Co robić? Pomóżcie!”
Oto dwa przykłady sensownych rozwiązań:
- Rubella na www.english-nook.blogspot.com, w kilku miejscach odnosi się do problemu dyscypliny i motywowania. Podejście Rubelli „nie ma kary, jest tylko brak nagrody” jest zbieżne z filozofią, która mnie samej jest bliska. —-Zainspirowana wieściami o ich skuteczności, być może sama wypróbuję narzędzia takie jak Noisometer (miernik hałasu), najprawdopodobniej także w połączeniu z Game-o-meter czyli mierniku ja daleko (w zależności od zachowania uczniów) jesteśmy od tego, czego pragną wszyscy uczniowie: zabawy/gry; o narzędziach takich mówił w styczniu 2014 także dr Grzegorz Śpiewak na warsztatach Macmillan’a). Behaviour Beads (słoiczki z kulkami) ze Sparklebox natchnęły mnie do wprowadzenia w moich klasach systemu opartego o „zbieractwo”: u Rubelli naklejek, gdzie indziej pieczątek, a u mnie serduszek na Punch card (karcie do dziurkowania). To stąd również zaczerpnęłam inspirację, by reguły wprowadzić za pomocą robionej z klasą książeczki. Na wykorzystanie czekają przepustki do toalety (choć ostatnio jakby problem zmalał) oraz wierszyk o zachowaniu się, jedno i drugie ze Sparklebox.
- Head Full of Ideas na www.zgłowynapapier.blogspot.com słusznie zauważa, że każda nawet najbardziej atrakcyjna „marchewka” z czasem się przejada, nie da się nią wywijać wiecznie. Pisze ona:
Co do nagród rzeczowych, nie mam nic przeciwko naklejkom czy pieczątkom (sama daję je czasem dzieciom, bo po prostu to lubię!), ale z przyznawaniem ich trzeba być ostrożnym. Już kiedyś o tym pisałam, ale z chęcią powtórzę, że najskuteczniejsze są nagrody przyznawane nieregularnie. W przeciwnym wypadku prędzej czy później stracą dla dzieci wartość lub staną się niepożądaną formą motywacji – motywacją zewnętrzną. Jeżeli natomiast uda Wam się zachęcić swoich uczniów prowadząc uwielbiane przez nich zajęcia, takie nagrody będą jedynie dodatkową atrakcją. Nikt nie będzie uzależniał swojego udziału w lekcji od tego, czy coś dostanie czy też nie, a uczniowie nie będą się ich „domagać”.
Dalej autorka bloga opisuje jeden z trudniejszych przypadków w swojej karierze i snuje ładną opowieść jak to „good lessons win them all” czyli: Chcesz dobrego zachowania uczniów? Zainteresuj ich, zajmij czymś co ich zajmie bez reszty, tak, by nie mieli czasu i chęci zająć się czymś bardziej atrakcyjnym – rozrabianiem. Pod tym w zasadzie także się podpisuję obiema rękami, z tym małym zastrzeżeniem, że coraz częściej słyszę po 45-minutach śpiewania, grania w gry, robienia czegoś fajnego (np. masek), pytanie jakiegoś dziecka „Proszę pani to kiedy będziemy mogli się wreszcie pobawić?” Kurka, a co my niby robimy??? No, tak… Chyba szelmy już się połapały, że w tych zabawach nie chodzi tylko o zabawę, ale też o naukę J
Wracając do nagród, nie do końca jednak rozwiązanie problemu widzę tylko i wyłącznie w nieregularności ich przyznawania, ponieważ w części systemów chodzi właśnie o pewną systematyczność i regularność „zbierania”; filozofię „dziś się nie udało być grzecznym, ale uda się następnym razem”, bo ten następny raz będzie wkrótce, a nie nie wiadomo kiedy. Dla mnie rozwiązaniem jest za jakiś czas (o czym rzetelnie na początku uprzedzam) zmiana kryteriów przyznawania nagrody czyli ich podśrubowanie: już nie za trzy serduszka wpis do dziennika, ale po pięciu, oraz po jakimś czasie zmiana „marchewki” na inną, np. z pieczątek/naklejek przyznawanych na indywidulanych kartkach przejdziemy na system plakatu klasowego i wyłaniania zwycięzcy miesiąca. Nie wszystkie też dzieci dają radę uzbierać cokolwiek – te trzeba „przyłapywać na byciu dobrym” (ang. Catch them Being Good, CBG), jak to ładnie ujęła Carol Read, i to głównie dla nich są okazjonalne laurki z napisem I was caught being good. Firma Really Good Stuff wyprodukowała całą kolekcję z motywem pszczółki (ang. bee-pszczoła wymawia się tak jak czasownik be – być, początek wyrazu behaviour-zachowanie, behave-zachowywać się, a to z kolei jest podobne do behive-ul), która jest teraz przez wielu kopiowana i naśladowana.

Ostatnio na przykład jeden z moich klasowych „aniołków” naskarżył na wiecznie sprawiającego problemy „diabełka”, że ten żuje na lekcji gumę, czego dzieci wiedzą, że robić nie wolno. Balansując pomiędzy łamaniem reguł i dawaniem złego przykładu, a wiecznym karceniem i krytykowaniu ciągle i ciągle tych samych „delikwentów”, odparłam, że i owszem, żuć gumy na lekcji nie powinno się, bo „buzię potrzebujemy do mówienia po angielsku” ale, jak wyjaśniłam „X od początku lekcji bardzo się stara, by nie rozmawiać i nie krzyczeć tyle co zwykle i może ta guma trochę mu w tym pomaga, jak sądzicie?” Dzieci postawione w roli sędziów pokiwały twierdząco głowami, a jeden z chłopców filozoficznie stwierdził, że „czasami inaczej się nie da”. A „winowajca”? do końca lekcji (żując gumę) robił to, miał robić. Wilk trochę mniej głodny, a i owca nie do końca zjedzona…
Nie rodzimy się zmotywowani do robienia pewnych rzeczy i niezmotywowani do innych.. Podobnie jak postawy, motywacja zmienia się i kształtuje przez całe życie w zależności od wieku, środowiska w jakim wzrastamy, czy też czynników zewnętrznych. To co działa motywująco na dorosłych, na przykład perspektywa awansu, który otrzymam po zdaniu egzaminu językowego na wyższym poziomie, bardzo często zupełnie nie działa na małe dzieci. Dla nich prawdziwym napędem (bądź hamulcem) jest osobowość nauczyciela, jego/jej zaangażowanie oraz metody, które stosuje na lekcji). Jak trafnie pisze Hanna Komorowska, guru polskiej glottodydaktyki, w swojej książce Metodyka nauczania języków obcych:
Mali uczniowie poznają przedmiot poprzez nauczyciela i jego lekcje, nie będąc bowiem samodzielnymi osobami i nie dysponując umiejętnością czytania i pisania – nie mają z językiem obcym innego kontaktu. Stąd motywacja do nauki wynika z sympatii do nauczyciela, a lubienie nauczyciela oznacza często lubienie przedmiotu. Oznacza też powolne, trwałe kształtowanie pozytywnych postaw i motywacji do nauki języka. Dlatego najlepszy sposób zwiększania motywacji to dbałość o dobrą, miłą atmosferę, o wzajemną sympatię i zrozumienie, o to, by nauczyciel umiał przyznać się, że czegoś nie wie, by sprawiedliwie oceniał bez względu na swój nastrój i osobę ocenianego. Dzieci chętniej przyjmują nawet trudne zadania od ulubionego nauczyciela, toteż swoboda i humor nie muszą i nie powinny iśc w parze, z niewielkimi wymaganiami.
Jednak jaki to fajny nauczyciel, który ciągle wywija kijem albo nęci marchewką? O jakim dobrym humorze i miłej atmosferze można mówić jeśli każda lekcja zaczyna się od pogadanki dyscyplinującej, a kończy połajanką, niby skierowanej do „delikwentów”, a tak naprawdę z cicha rezygnacją wysłuchiwanej przez cała klasę?
Podsumowując ten przydługi wpis: jakie jest moje zdanie na temat jak efektywnie kierować klasą? Staram się by moja osobista dieta nauczycielska składa się z malutkiego kijaszka i duuuuuużej ilości marchewki, sensowny zestaw reguł i zasad i ich przestrzeganie plus różnorakie zachęty. A poza tym:
- Rzecz to wiadoma, że ludzie, szczególnie ci młodsi, uczą się nie poprzez nasze gadanie, ale poprzez naśladownictwo. Jak ja będę wrzeszczeć (choćby tylko „Ciiiiisza!!!) to dzieci chcąc cokolwiek uzyskać będą robić to samo, wrzeszczeć. Tylko po drugiej stronie jest siła 22 gardeł, a z tą nikt w pojedynkę nie wygra.
- Reguły działają tylko wtedy, gdy wszyscy je znają i akceptują. Dlatego już w tym tygodniu wykonamy Classroom Code Book czyli książeczkę (a ja duży plakat klasowy) co wolno i co należy. Przy okazji poznamy / powtórzymy wiele przydatnych zwrotów, np. Listen carefully. Make a line. Raise your hand. Z doświadczenia wiem, że ciągłe przypominanie co ustaliliśmy z czasem zdziała cuda – wystarczy popukać w odpowiedni obrazek i dzieci przypomną sobie zasadę, np. „Aha, nie krzyczymy odpowiedzi, podnosimy rękę”. W przypadku nauczania języka obcego cały proces trwa niestety dwa razy dłużej: poznajemy nie tylko regułę, ale i język, który ją opisuje. Z drugiej strony są i pozytywy. Skoro na początku pracy z każdą klasą przyjdzie mi powtórzyć ze sto razy po angielsku „Nie chodź po klasie,” „Nie krzycz” „Poczekaj chwilę” itp. oznacza to, że dzieci będą słyszeć dodatkowe porcje języka, którego dzieci się dopiero uczą. Zwrot Sit down, please (usiądź proszę) rozumieją już wszyscy, a umie powiedzieć co najmniej połowa z moich uczniów.
- Jeśli problemy z zachowaniem są uporczywe, to wtedy jednak przechodzę na polski i staram się nie używać trybu rozkazującego (usiądź, nie rób,…) ale mówię „Ustaliliśmy, że nie chodzimy po klasie” „Obiecaliśmy sobie, że…” żeby odwołać się do wspólnie ustalonych reguł.
- Kijkiem jest też czasowy time-out (czasowe wykluczenie) jeśli żadne z powyższych nie pomaga: dziecko na czas jednej aktywności siada na krześle w rogu sali i może tylko obserwować to, co robi reszta klasy. Czasami takie stare jak świat stanie (u mnie, siedzenie) w kącie spełnia swoją wyciszającą rolę; częściej niestety nasila problem, bo dziecko zostawione samo sobie, za moimi plecami nierzadko zaczyna wyczyniać prawdziwe brewerie. Mam wrażenie, że sporo rodziców oglądało Supernianię i próbowało „karnego jeżyka” z lepszym lub gorszym skutkiem, dlatego teraz on już nie działa. I wtedy pojawia się pytanie: A teraz co? Wystawić za drzwi? Szkolne reperkusje mają to do siebie, że ich repertuar wcale nie jest taki bogaty. Lista rzeczy, którymi można ukarać ucznia jest naprawdę krótka i nie w każdym przypadku skuteczna. Dziecko na co dzień przyzwyczajone do gróźb „jak nie…, to wtedy…” (oraz tego, że się tych gróźb nigdy nie wprowadza na poważnie w życie) słysząc podobne zdanie z moich ust ma całkowitą obojętność na twarzy.
Nauczyciele i rodzice często bardzo chcą wychowywać bez kar, ograniczając się wyłącznie do „marchewki” i po prostu egzekwować pozytywne (pożądane) zachowania poprzez ich wzmacnianie nagrodami. Wielu także nie ogranicza się do poklepania po plecach, pochwalenia czy obietnicy spędzenia przyjemnie czasu „w nagrodę za dobre zachowanie czy stopnie, ale kupuje rzeczy, których wartość materialna znacznie wykracza poza szkolne głupstewka – naklejki, pieczątki – dawane w nagrodę. Z czasem już spinka do włosów czy ludzik Lego nie wystarcza, trzeba więcej i drożej. Spotykając takie dzieci na swojej drodze nauczyciel bezradnie rozkłada ręce: co mam im dać w nagrodę? Samochód?
Z czasem także, wielu rodziców i nauczycieli widząc, że pożądane wyniki nie przychodzą w pożądanym tempie, albo gdy czują na sobie presję („Koleżanko co Pani tam robi na tych lekcjach, że zawsze jest tak głośno?”), albo gdy sądzą, że osiągną tym lepsze wyniki, odwołują się także do „kijka”: kar, krytyki, porównywania z innymi-lepszymi i wyrzucają sobie, że „nie dali rady”.
Jednak z psychologicznego punktu widzenia i jedne i drugie (nagrody i kary) należą do tej samej grupy bodźców związanych z motywowaniem zewnętrznym, a więc jak już pisałam uznawanych za gorsze. W tym pierwszym chodzi o to, że dzieci uczą się, tylko po to by uzyskać nagrodę, w drugim, by uniknąć negatywnych konsekwencji . I tak źle i tak niedobrze. Poza tym nie za bardzo wiemy, jak motywowanie zewnętrzne ma w rezultacie zbudować silną motywację wewnętrzną. Czy jest tu jakiś związek? Podczas gdy atrakcyjne zajęcia mogą przyczyniać się do wzrostu zainteresowania przedmiotem (np. językiem obcym) i w rezultacie przyczyniać się do wzrostu chęci, by uczeniu się go poświęcić lata, nie wiadomo czy sam fakt dostawania nagrody za właściwe zachowanie na cokolwiek się przekłada. Może np. na lepszą atmosferę na zajęciach, co z kolei wpływa na to, że nauczyciel jest bardziej wyluzowany i ma chęć się postarać, by zajęcia były atrakcyjne. A atrakcyjność, jak wiadomo, … I tak w kółko.
A więc spróbujemy póki co inaczej. W kwestii dyscypliny: zamiast kar – nagrody; nie tylko indywidualne, ale przede wszystkim dla całej klasy, tak by zadziałała magiczna siła presji grupy. Game-o-meter zacznie działać za jakiś czas, jak dzieci poznają różne atrakcyjne formy zabaw językowych i ustalimy co jest dla jakiej grupy naprawdę atrakcyjne: jedne ciągle chcą grać w Bingo, inne w grę w skojarzenia online. A dla opornych, CBG czyli „przyłapywanie na byciu dobrym” oraz wiara, że atrakcyjne zajęcia i dobry przykład zdziałają cuda. Jeśli chodzi o motywowanie: tutaj także ciekawe, urozmaicone lekcje oraz dbanie o miłą atmosferę co oznacza od czasu do czasu lekcje bang i łubudubu, by zadowolić jednych, a dla innych od czasu do czasu chillout lessons: powolne tempo, czas na zastanowienie i cisza. No i powolne, krok po kroku, uczenie dzieci brania odpowiedzialności za to co dzieje się na lekcji.
PS. Dla czytających po angielsku polecam ciekawy artykuł Maggie Dent pt. Motivating students beyond carrot and stick. How stickers and certificates undermine students’ self-direction and motivation.