Bardzo lubię te ostatnie podsumowujące lekcje, bo wtedy czarno na białym widać długą drogę jaką przebywają dzieci od września do czerwca. No i fakt, że coś tam jednak się nauczyły…
Na ostatniej przedwakacyjnej lekcji zawsze zbieram wszystkie slajdy ze słownictwem i najważniejsze piosenki i sprawdzam… ile zostało w głowach. Dla pierwszaków piosenki są w wersji videoke czyli tekst, ilustrujący go obraz (żeby wspomagać ewentualne czytanie) i audio – przy starszych piosenkach ze śpiewem, przy nowszych w wersji karaoke. Przywołuję też gesty, którymi ilustrowaliśmy piosenkę.
Oczywiście najlepiej dzieciaki pamiętają to, co „najświeższe” czyli piosenkę Head, shoulders knees and toes. Przez ostatni miesiąc realizując dział My body (moje ciało) zaśpiewaliśmy tę piosenkę ze dwadzieścia razy; na każdej lekcji w nieco innej wersji, więc utrwaliła się doskonale.
Na pierwszej wprowadzającej słownictwo lekcji zaczęliśmy od prostej rytmiczanki-wskazywanki (action chant) (head, head, my head. Arms, arms, my arms, itd) i co lekcję to od niej rozpoczynaliśmy dokładając stopniowo dodatkowe części ciała – te które ostatecznie pojawią się na lekcji nr 3 w piosence.
Oczywiście nie zabrakło teatrzyku i filmu z ostatnim epizodem przygód Bud’a i Holly oraz ich przyjaciół. Crow nareszcie dołączył do ekipy, elfy już się go nie boją.
Nie zabrakło też zabaw z kartami obrazkowymi małymi i dużymi, bo poza wszystkimi innymi walorami mają one też wartość porządkującą lekcję – dzieci muszą (wreszcie!) znaleźć teczkę, a w niej zeszyt, a w nim kopertkę z roz. 8 itd. Pod koniec zabawy mam już całą klasę „ogarniętą”.
Piosenkę Splash splash też 2-3 razy zaśpiewaliśmy, ale ze względu na tropikalne temperatury starałam się dzieci nie prowokować do kładzenia się na dywanie, zdejmowania kapci i „pluskania” nogami. W licznych klasach kończy się to zawsze awanturami („Psze pani a on mnie kopnął”), w innych dzieci już nie chcą sie z dywanu podnieść („Goooorąco!”) i nici z lekcji.
– Wody, wody! – chciałoby się zakrzyknąć.
Jak za oknem temperatura 28 stopni w cieniu, to my w klasach mamy o dziesięć więcej. Pot z nas spływa, duchota straszna, a słodkie jak ulepki soczki kompletnie nie gaszą pragnienia, a jedynie prowokują dzieci do hiperaktywności.
Na trzeciej lekcji, tak jak i w zeszłych latach, pobawiliśmy się w „montowanie” ludzika – rzut kostką i główka ląduje na kartce.
Jak dzieci załapią o co w tej zabawie chodzi, to na innej lekcji zmontujemy po konturze Wiewióra.
Na tej samej lekcji pojawia się u mnie po raz pierwszy Head shoulders knees and toes. Zaczynam od prostej wersji Super Simple Songs bez zwiększania tempa, a potem SSS z podkręconym tempem, a na koniec zawsze pokazuję moją ulubioną wersję tej piosenki, Teletubisiową, w której ten dziecięcy szlagier śpiewają wszyscy od dzieci, przez panią dentystkę po strażaków i piłkarzy. Nie mogło też zabraknąć portretu Otter’a (zeszyt ćwiczeń str. 69). Portret jest ważny, bo za kilka lekcji będziemy realizować całą lekcję o tym tytule, więc kluczowe słownictwo (portrait, frame, draw, face) zrecyklingujemy.
Lekcja nr 4 to oczywiście wariacje na temat zabawy Simon says (touch your nose), więc zaczynam od Head, shoulders w wersji DreamEnglishKids. Tam mamy po pierwszej zwrotce przerywnik właśnie z poleceniami Touch your head, touch your eyes itd więc będzie jak znalazł.
Ponieważ mam w swoich klasach takich gagatków, co to z rodzicami albo korepetytorami robią materiał na zapas, a potem smędzą mi, że się nudzą, bo „Ja to już proszę pani robiłem/robiłam”, to często przygotowuję zadania spoza naszego kursu, albo z jego wcześniejszych wersji. W tym roku Roll a dice and draw Squirrel opracowałam zabawę Draw what’s missing czyli dorysuj, to czego brakuje, a potem podpisz (do pobrania TU–> Explore Treetops 1_Body and face.
Gdzieś tam pomiędzy tym wszystkim, w formie przerywników i uspokajaczy mamy naukę czytania i pisania. Zaczynamy od dopasowywania kart wyrazowych do obrazkowych, podpisywania obrazków, pisania po śladzie (zeszyt ćwiczeń str. 73), wyklejania, aż dojdziemy do, jak powyżej, swobodnego pisania.
Niektóre łamigłówki są naprawdę trudne i trzeba się przy nich nieźle nagimnastykować. Sprawdzanie takich zadań też nie jest łatwe, szczególnie jak padnie tablica interaktywna. Wtedy pozostaje tylko rozrysować i wiersz po wierszu pytać Have you found something in line 1? Plus jest taki, że układ liter w wyrazach dzieci wielokrotnie analizują i w ten sposób utrwalają pisownię wyrazów.
Czemu piszę o uspokajaczach? Pośpiewajcie przy 30stC wraz z Vladem i Nikitą albo z ABCkidTV ,
to będziecie wiedzieć czemu po takiej exercise song potrzeba jakiegoś zadania to settle down np. gry planszowej ze strony 72 Explore Treetops 1.
Na koniec rozdziału przynoszę Zenka oraz starą dobrą piosenkę How many fingers i wideo The monster in the kitchen i zabieramy się za tworzenie wielookich i wielorękich potworów. Żeby trochę ten proces twórczy przyspieszyć, a lekcję ze stricte plastycznej z powrotem zamienić w językową (bo przecież chodzi w gruncie rzeczy o wyprodukowanie I’ve got one head, three eyes, three arms, five legs and feet) rysunki powstają poprzez trochę przeze mnie zmodyfikowaną grę TES Monster Maker. (Podobnych pomysłów w internecie jest sporo, np. TU i TU).
U mnie takie zadanie sprawdziło się lepiej niż zasugerowane w podręczniku Make a puzzle character. W poprzednich latach dzieci rysowały taką drobnicę, że robiły się z tego micropuzzle nie do ułożenia.
A na deser lekcja CLIL, tym razem w wersji edukacja plastyczna i językowa. Uczymy się słów portrait, a drawing, a photo, a painting, to draw, to paint, to take a photo. Wstępem do lekcji jest powtórka słów określających uczucia (happy, sad, angry, scared) i piosenka Feelings. A potem nasze samopoczucie próbujemy odwzorować na selfie. By uniknąć stęków i jęków, że „ja nie umiem siebie rysować”, tym razem rysujemy jak Picasso. Pokazuję dzieciom kilka zdjęć z najbardziej szalonymi portretami tego artysty oraz jego słynnym autoportretem i voila! wiemy z grubsza o co chodzi. A jak nie wiemy to znowu rzut kostką zadecyduje (chętnym), w którą stronę będzie patrzyło oko na ich autoportrecie. Arkuszy Roll a Picasso też w internecie jest kilka.
Ale i tak na tym etapie roku szkolnego „najlepsza lekcja ever” to według dzieci Playing outdoors. Tym razem w wersji dosłownej, a nie tylko „palcem po książce” (Explore Treetops 1str. 75).