Dosyć już tego siedzenia w domu. Let’s go to the park today! i pograjmy w piłkę, popływajmy, albo pojeździjmy na rolkach. Jeśli nie było cię dziś z nami kliknij TU, albo czytaj dalej i zrób ze mną zadania.
Nasze podręczniki już na kwarantannie w bibliotece, więc patrz na skan strony 66, kliknij play▶️ i wskazuj paluszkiem. Zaczynamy od Hedgehog (1), kończymy na Otter (8), a potem nastąpi zmiana. en and point.

Jak widać dziś „na tapecie” same czasowniki związane z aktywnościami sportowymi:
ride a bike – jeździć na rowerze
dance – tańczyć
play football – grać w piłkę nożną
roller skate – jeździć na wrotkach / rolkach
run – biegać
do gymnastics – gimnastykować się, uprawiać gimnastykę
play basketball – grać w koszykówkę
swim – pływać
Przypominam ci, że wszystkie nasze treetopsowe słówka wraz z tłumaczeniem na polski znajdziesz na skrzydełku okładki w zeszycie ćwiczeń.
A teraz powtórz za nagraniem jednocześnie patrząc jak nasze nowe słówka są napisane (kliknij play, a potem przewiń do góry, by widzieć zdjęcie powyżej). Repeat. Then read.
Poćwicz nowe wyrazy:
— gra „posłuchaj i dopasuj” TU
— gra „posłuchaj i ułóż w odpowiedniej kolejności” TU
— wykreślanka – zeszyt ćwiczeń str. 65.
No to jesteśmy idziemy do parku i ćwiczymy. Kliknij play▶️. Sing the Sports chant.
Ja tu wymagam od was różnych rzeczy, zachęcam Let’s play football! (pograjmy w piłkę), Let’s do gymnastics! (pogimnastykujmy się), Let’s roller skate…, a czy wy w ogóle potraficie jeździć na rolkach? Can you roller skate? Yes, I can. No. I can’t. A grać w piłkę nożną? Can you play football?
Popatrz na zadanie 1 na stronie 67 i powiedz, co mówią bohaterowie naszego kursu? Wybierz can (potrafię) albo can’t (nie potrafię).

- Squirrel: I can run.
- Mouse: I can’t swim.
- Grandpa: I can’t roller skate.
- Petal: I can do gimnastics.
- Bud: I can play basketball.
- Crow: I can’t ride a bike.
Możesz teraz zrobić zadanie 1 w zeszycie ćwiczeń na stronie 66.
Czas na tytułową piosenkę z rozdziału 8. Are you ready? Jesteście gotowi?
Na lekcji uzupełniliśmy sobie brakujące słowa w tekście piosenki (zeszyt ćwiczeń str. 80), a potem zaśpiewaliśmy jeszcze raz. Spróbujesz teraz tylko z melodią, w wersji karaoke?

Ok. To by było tyle na dzisiaj. Let’s call it a day.
Widzimy się we wtorek na ostatniej podsumowującej cały rok nauki lekcji.
See you next Tuesday! Bye!
Ms Sylwia
PS. W ramach post scriptum opowiastka z poligonu zdalnej edukacji. Dzisiejsza lekcja była pierwotnie zaplanowana na prośbę dzieci na Teams. Już tworząc lekcję po rozmowie z koleżanką pracującą na Teams (a nie tylko widującą się z dziećmi na wideopogadankach), zrozumiałam, że prawdopodobnie „strzeliłam sobie w stopę”. Główny problem jest podobno taki, że wiele domowych komputerów (i łączy internetowych) nie daje rady, gdy tylko zaczynamy wymagać od nich przepływu większej liczby danych, na przykład mamy otwartą aplikację Teams, nagrywamy spotkanie, chcemy udostępnić fragment prezentacji w Power Point, po czym bezszelestnie przerzucić się na oprogramowanie podręcznika, albo puścić piosenkę na YouTube. W którymś momencie następuje krach! i okno się zamyka, albo pada dźwięk, albo wywala prowadzącego lub uczestników ze spotkania.
Nie mniej ja, będąc IT optymistką, jeszcze późnym wieczorem chciałam Teamsowego byka chwycić za rogi, dumając, że skoro tyle miesięcy mój blaszak dawał radę, to i teraz mnie nie zawiedzie. Był tylko jeden problem: za żadne skarby nie mogłam znaleźć ikonki „dołącz dźwięk systemowy” pozwalający dzieciom słyszeć to co udostępniam, a nie tylko dżwięk z mojego mikrofonu. Obejrzałam trzy filmy instruktażowe i nic, nie ma, nie wiem gdzie to jest. Wreszcie o godzinie 23.56 odnalazłam odpowiedź w jednym z komentarzy na YouTube: nie widzę ikonki, bo jej tam nie ma. „Trwają prace nad zrobieniem tego”. Ha, ha. 🤣 Boki zrywać.

Użytkownicy Mac sprzętu niestety zostali potraktowani przez Microsoft po macoszemu. W sumie to ja ich rozumiem – w końcu moje ciężko zarobione zetki powinny zasilić ich (windowsowe) konto, a nie konto firmy z nadgryzionym jabłkiem, prawda? Problem w tym, że jeśli coś się w Teams-na-Mac zrobić nie da, a w Teams-na-Windows tak, zupełnie, ale to zupełnie mnie nie moblizuje do tego, by kupić nowy sprzęt z Windowsem. Wręcz przeciwnie: myślę sobie „a w diabły z tym Teamsem” i idę do aplikacji konkurencji.
ZOOM, nie dosyć, że mnie nie olewa tylko dlatego, że mam inny system operacyjny, to jeszcze non stop się łata (bo nikt go przecież nie projektował do zdalnej edukacji i „zoomriding” mu sie nie przyśnił) oraz, co najważniejsze, wsłuchując się w potrzeby użykowników jego twórcy wyposażyli go w kilka genialnych funkcji. Jedną z nich, decenianą przeze mnie na absolutnie każdej lekcji, jest to, że mogę non stop (jeśli tylko zechcę) widzieć uczestników spotkania. Śpiewamy z wideo z YouTube, a z boku (czy gdzie tam sobie umieszczę pasek) widzę, że Jadwinia nie śpiewa tylko zajada ciasteczko, a Zdzisiu kręci się na krześle obrotowym, zaś Albercik poszedł sobie precz z lekcji i gra na komórce. Widzę i reaguję. A na Teams, gdy tylko przerzucasz się na inny ekran, to uczniowie znikają, a wiadomo nie od dzisiaj, że „gdy kota nie ma, myszy harcują”. Dlatego niezmiennie dziekuję ITopatrzności, że 27 marca padło na ZOOMa, a nie na Teams’a, bo pewnie do dzisiaj rozkminiałabym (jak Jolka w powyższym komentarzu) „gdzie to jest” i „czemu się nie da”.
